Jadłonomia po polsku to trzecia książka z przepisami roślinnymi autorstwa Marty Dymek. Jestem nią absolutnie oczarowana. Zaraz wyjaśnię dlaczego. Chociaż, jak na rzetelną recenzję przystało, postaram się również wskazać słabsze strony tej publikacji, przemycić trochę dodatkowej wiedzy oraz pokazać zdjęcia kilku moich potraw, wykonanych na podstawie przepisów z książki.
Jadłonomię po polsku nabyłam jeszcze w przedsprzedaży. Po pobieżnym przejrzeniu i wstępnym zachwycie, od razu dokupiłam dwa kolejne egzemplarze na prezenty: mamie i teściowej. Jakież było moje zdziwienie, kiedy po tygodniu teściowa uraczyła nas jadłonomiowym “Awaryjnym ciastem czekoladowym”, a teść oświadczył, że niebawem zaprosi nas na obiad, bo planuje zrobić “Schabowe kalafiorowe”…
I to zdarzenie można by zaliczyć na poczet wielu plusów książki. Zacznijmy więc od zalet…
Zalety Jadłonomii po polsku
Po pierwsze, i chyba najważniejsze, wszystkie przepisy w książce bazują na prostych, naszych rodzimych składnikach. Jest dużo potraw z fasolą, cieciorką (tak, tak to też strączek uprawiany w Polsce), boczniakami oraz polskimi sezonowymi warzywami. Jeśli chodzi o przyprawy i zioła, rzecz ma się podobnie. Chyba najbardziej wymyślną przyprawą w składnikach potraw jest papryka wędzona. Moim zdaniam, chcąc przygotować większość potraw, wystarczy przejrzeć swoje kuchenne szafki, tudzież wyprawić się do pobliskiego spożywczaka.
Po drugie, autorka postawiła na bardzo precyzyjną sezonowość potraw. I tym mnie chyba najbardziej urzekła. Książka jest podzielona na pory roku, ale uwaga: nie na cztery, ale na sześć! W Jadłonomii znajdziemy więc przepisy odpowiednie na: przedwiośnie, wiosnę, lato, jesień, przedzimie i zimę.
- przedwiośnie,
- wiosnę,
- lato,
- jesień,
- przedzimie i
- zimę.
Po trzecie, książka uczy. I to nie w tym sensie, że opisuje składniki i sposób wykonania każdej potrawy. Nie o przepisy tu chodzi. Jadłonomia zawiera mnóstwo porad dotyczących roślinnego gotowania. Podpowiada co czym zastąpić, czego lepiej nie próbować, bo nie wyjdzie, jak gotować kasze, jak się obchodzić z grzybami itp. itd. Dosłownie pod każdym przepisem znajdziecie sekcję pt. “Porady”.
Po czwarte, książka dość mocno stawia na boczniaki. Dlaczego duża ilość przepisów z boczniakami jest, moim zdaniem, zaletą tej publikacji? Bo boczniaki to grzyby, w których się ostatnio zakochałam i właśnie zamierzam rozpocząć ich własną uprawę (kilka dni temu, z polecenia Oli Olur, kupiłam specjalny balot do ich uprawy z TEGO sklepu). Skąd ta miłość? – spytacie. Stąd, że owocniki boczniaka (poza tym, co standardowo dają też inne grzyby) dostarczają dużo łatwo przyswajalnego białka. A to na diecie roślinnej dość istotna kwestia.
Po piąte, w Jadłonomii nie znajdziecie żadnego przepisu z orzechami nerkowca. A to (na kilkadziesiąt książek z potrawami wegańskimi, które posiadam) jest naprawdę wyjątkową sprawą. Niewtajemniczonym tylko podpowiem, że nie warto nadużywać orzechów nerkowca w swojej kuchni, ponieważ ich produkcja jest etycznie bardzo wątpliwa. Orzechy są obierane ręcznie, a ich zewnętrzna łuska zawiera niezwykle żrącą substancję, która parzy skórę. Więcej o produkcji orzechów nerkowca przeczytasz np. TUTAJ.
Po szóste, pozytywne opinie moich obserwatorek na Instagramie. Kiedy ogłosiłam, że zrecenzuję Jadłonomię po polsku, poprosiłam o zadawanie pytań do książki (znajdziesz je poniżej). Wtedy wiele osób, zamiast zadać mi pytanie, pisało o superlatywach tej publikacji. “Sztos pozycja wśród książek kucharskich”, “Zrobiłam z niej kilka przepisów i jestem zachwycona!”, “Jest boska, właśnie dostałam!” – to tylko kilka spośród wspomnianych opinii.
Wady Jadłonomii po polsku
Wiem, że po takiej ilości zalet, powinnam (aby wypaść bardziej obiektywnie) wylistować też jakieś wady. Tylko wiesz co? Jest mi z tym strasznie trudno. Więc od razu uprzedzam, że te poniższe punkty są dość mocno naciąganymi minusami książki…
Po pierwsze, Jadłonomia po polsku ma bardzo niewiele przepisów na słodkości. I dla mnie jest to wada, bo kocham słodkie, ale z drugiej strony… może to i zdrowiej? A z trzeciej strony: może przyjdzie czas, że sama wydam książkę z wyrywającymi z butów roślinnymi słodkościami? :)
Po drugie, aquafaba. W książce jest trochę przepisów, w których jednym ze składników jest aquafaba, czyli płyn pozostały po gotowaniu strączków (tudzież płyn z puszki po cieciorce). I niby to jest ok, niby gotowanie bez resztek, bo przecież to składnik, było nie było, odpadowy. Jednak nie da się ukryć, że gotowanie z aquafabą wymaga dobrego planowania. Jeśli chcę zrobić np. bezę z aquafaby, to muszę też zrobić coś z cieciorki, np. humus. No nie lubię takiego planowania w kuchni, a więc rzadko kiedy używam aquafaby (podobno można ją mrozić – próbowałam i się nie sprawdziło). Na razie więc odkładam przepisy z aquafabą na bok.
Po trzecie, sposób na obróbkę strączków. Moim zdaniem opis tego procesu jest mało precyzyjny, zwłaszcza jeśli chodzi o moczenie. Poza tym mój sposób na strączki jest trochę inny. No i znowu: czy to jest wada, bo ja twierdzę, że robię to zdrowiej? Czy moje “inaczej” na pewno znaczy lepiej? Zdania pewnie byłyby podzielone. Tak czy siak – może kiedyś opiszę mój sposób na obróbkę strączków (dajcie znać w komentarzach czy potrzebujecie takiego wpisu).
Odpowiedzi na Wasze pytania o Jadłonomię
Ile przepisów już zrobiłaś i jakie?
Do tej pory zrobiłam 6 potraw z Jadłonomii po polsku: Naleśniki z niepalonej kaszy gryczanej, Pieczona ciecierzyca na każdą okazję, Cieciorka marynowana, Gryczana granola, Makowiec po japońsku, Fasola po kaszubsku.
Najwyższe noty daję oczywiście Makowcowi po japońsku i Gryczanej granoli (absolutne hity!!!). Niestety, nie wszystkim daniom zdążyłam zrobić zdjęcie.
Cieciorka marynowana:
Gryczana granola:
Makowiec po japońsku:
Fasola po kaszubsku:
Czy na jeden przepis przypada dużo potrzebnych składników?
Dużo to pojęcie względne. Trudno mi to jakoś dokładnie wyliczyć. W każdym razie są przepisy z dwoma składnikami, a są i z dwudziestoma… Ale to naprawdę łatwo dostępne składniki.
Czy dużo przepisów zawiera gluten?
OK, policzyłam to! Książka zawiera 117 przepisów, z czego dopatrzyłam się tylko dwudziestu zawierających gluten. I to często dotyczą np. bułki tartej do panierki, którą można zastąpić bułką bezglutenową, albo czymś innym. Tak, jak pisałam w moich “minusach” książki – nie ma tu wielu przepisów na moje kochane ciasta, a więc i gluten występuje rzadko.
Chciałam jednak zwrócić uwagę na jeszcze jedną rzecz, dotyczącą tego tematu. Przepisy w Jadłonomii nie mają oznaczeń na glutenowe i bezglutenowe. Być może z racji tego, że autorka ma podobne mojemu podejście w kwestii tego składnika. Obie uważamy, że gluten to wartościowe białko w diecie roślinnej.
Przy tej okazji chciałam zaznaczyć, że moim zdaniem nie ma potrzeby pozbawiać się glutenu z jedzenia bez wyraźnych przeciwwskazań zdrowotnych. Wiesz przecież jak kręci mnie temat mikroflory naszych jelit (więcej pisałam w tekście: Probiotyki a kuchnia roślinna). Muszę więc dodać od siebie, że eliminacja glutenu bardzo źle wpływa na nasz mikrobiom (patrz np.: dr D.Parol).
Czy dania są tłuste?
Jest sporo przepisów na tłuste potrawy, np. wszelkie marynaty olejowe. Jednak tłuste dania pojawiają się raczej w przepisach jesienno-zimowych, zgodnie z zapotrzebowaniem naszego organizmu na jedzenie rozgrzewające.
Czy trzeba przygotować coś do dania (np. jakiś sos), na który jest przepis w innym miejscu książki?
Są takie dania, których składnikiem jest potrawa z innego miejsca książki. Ale na ogół możesz ją kupić gotową lub wykonać inaczej, niż z przepisu w książce.
Przykłady:
Żur – potrzebny zakwas (możesz wykonać z przepisu z książki, ale nie musisz)
Niektóre zupy – potrzebny wywar z warzyw (j.w.)
Makowiec japoński – potrzebna masa makowa (ja robiłam ją w/g własnego przepisu)
Potrawy z majonezem – możesz majonez zrobić z przepisu z książki, ale możesz też z innego przepisu, albo kupić gotowy.
Czy wszystkie zalecenia z książki pokrywają się z twoim doświadczeniem?
Nie, nie wszystkie. Dlatego warto śledzić nie tylko Jadłonomię, ale też mojego bloga :) Ale mówiąc zupełnie poważnie – często na wykonanie pewnych rzeczy podczas gotowania możemy stosować różne techniki i osiągać równie dobre, choć odmienne, rezultaty.
Ja np. nieco inaczej opracowuję strączki. Nie wyklucza to jednak próbowania innych technik, chociażby po to, żeby się upewnić co do zasadności swoich. A może czasem doświadczenie innych pozwoli nam osiągnąć lepsze rezultaty w rzeczach, które wykonywaliśmy w ten sam sposób od lat?
Czy polecasz Jadłonomię po polsku na prezent?
Jadłonomia po polsku, ze względu na prostotę składników i wykonania, jest zdecydowanie dobrym prezentem dla każdego, kto chce próbować coraz więcej kuchni roślinnej i na spokojnie się w nią wdrażać. Jest też dobrym podarunkiem dla naszych bliskich. Bo wiecie, wtedy jest szansa, że ugotują nam coś dobrego – patrz wyżej opisany przykład moich teściów :)
Którą książkę Jadłonomii warto kupić jako pierwszą? Która jest “łatwiejsza”?
Ta! Chociaż pierwszą Jadłonomię również bardzo gorąco polecam. W tamtej też przetestowałam mnóstwo przepisów i wszystkie wyszły. A uwierz mi – to nie jest takie oczywiste w innych wegańskich książkach kucharskich, dostępnych na polskim rynku.
Podsumowując
Bez najmniejszych wątpliwości mogę stwierdzić, że Jadłonomia po polsku to jedna z najlepszych (jeśli nie najlepsza) książek z roślinnymi przepisami, jakie ukazały się na polskim rynku do tej pory. Jeśli jeszcze nie masz żadnej wegańskiej książki kucharskiej, a chciałabyś kupić tylko jedną jedyną, to niech to będzie ta właśnie. Warto.
Masz jeszcze jakieś pytania dotyczące Jadłonomii po polsku? Napisz je w komentarzu pod tym postem – na pewno odpowiem!
A jeśli masz znajomych, którym ta recenzja może się przydać, będzie mi miło jak udostępnisz im ten tekst.
Smacznego gotowania!
Przepisy Marty Dymek znajdziesz na blogu Jadłonomia.